Hallstatt - miasto z austriackich pocztówek



Planując wrześniowy trip początkowo miał on obejmować jedynie Słowenię. Jednak skoro już i tak musimy jechać przez m.in Austrię to czemu by nie wstąpić do Wiednia... i Hallstatt - czyli miasteczka, które od paru lat było moim marzeniem, a naszym od kiedy pokazałam Mateuszowi moją tapetę z wyżej załączonym widokiem.


Hallstatt czyli miasto leżące nad jeziorem Hallstättersee, w Alpach Salzburskich. Jego powierzchnia to zaledwie 59,72 km², a liczba ludności to tylko 780 osób.

Do Hallstatt wybraliśmy się zaraz po zwiedzaniu Wiednia. Droga zajęła nam ok. 3,5 h choć zajęłaby na pewno mniej gdyby nie to, że po drodze zatrzymywaliśmy się kilka razy... Widoki były niesamowite! 





W końcu dotarliśmy.

Standardowo pierwszym naszym krokiem jest poszukiwanie parkingu. I tu problemu nie ma bo parkingi są i to duże. Tak samo duże jak opłata za miejsce. 3 euro/h to całkiem sporo! W Hallstatt niestety jest drogo. Dlatego też nocleg zarezerwowaliśmy w innym miejscu. 
Jeżeli chodzi o ceny na miejscu to zakupy zdecydowanie lepiej zrobić poza gdyż w miasteczku jest tylko jeden market z nieco wygórowanymi cenami. 

Idąc z parkingu mijamy domki i informację z wejściem na kolejkę i toaletami.
Niestety z kolejki nie skorzystaliśmy (innym razem!), ale widzieliśmy googlowskie zdjęcia i wygląda to całkiem nieźle. 


Wchodząc do miasteczka możemy przeżyć lekki szok. Stragan na straganie, masa pamiątek i masa chińczyków, a to pewnie dlatego by porównać swoją podróbę z oryginałem. Nie rozumiecie? Już tłumaczę. W miejscowości Huizhou w prowincji Guangdong w Chinach w 2012 roku odbyła się inauguracja kopii austriackiego Hallstatt. Budowa, która trwała rok czasu i kosztowała 940 mln. dolarów. Austriakom nie do końca się to spodobało bo nikt ich o zdanie w tej sprawie nie pytał....


Ścieżki między domami są dosyć wąskie, a gdy pada deszcz (niestety na taki dzień trafiliśmy) nie da się przecisnąć między parasolkami. Mimo to - jest klimat. 


W Hallstatt znajdziemy kilka restauracji, parę sklepików i domy obrośnięte drzewami co jest według nas super opcją. Zajmują mniej miejsca, a i zerwać owoce z okna można :)



Po krótkim spacerku docieramy do głównego ryneczku (10 minut i jesteśmy).
Głównym elementem rynku jest ustawiony na samym środku pomnik Trójcy Świętej. Wokół znajdują się domy ozdobione kwiatami i kafejki. Jest kolorowo. 



Dalej znajdziemy neogotycki ewangelicki kościół ze smukłą wieżą (to ten z pocztówek). Nieopodal również jest przystań gdzie za kilkanaście euro wynająć można łódkę elektryczną lub udać się w rejs statkiem. 




NO I MUST HAVE. Punkt z którego powstało chyba najwięcej zdjęć Hallstatt w tym tytułowe tego wpisu. Jest magicznie. W tym miejscu o dziwo jakoś ten ruch turystyczny się rozkłada i nie jest tak tłoczno. 


Kilka fotek i nasze całuśne zdjęcie jako atrakcja chińczyków. Poza naszym aparatem zostaliśmy obfotografowani jeszcze przez jakieś 5 osób. Love is in the air.

Po spacerze do punktu widokowego wracamy do samochodu. Po drodze jeszcze wcinamy kiełbasę z frytkami (nie polecamy haha) i szczęśliwi jedziemy dalej...




3 komentarze:

  1. Bardzo piękne widoki, cudne są takie miasteczka! Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję odwiedzić 😍 zdjęcia cudowne

    OdpowiedzUsuń
  2. te zdjęcia oglądałam z zapartym them piekne bajeczne miejsce aż chce się tam byc :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozmarzyłam się oglądając wasze piękne zdjęcia! Nigdy nie byłam w tamtych regionach, ale miasto wygląda jak z filmu :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Czarna Wisienka , Blogger