Słowenia w 3 dni i o tym jak ukradli nam samochód
To mój pierwszy tego typu wpis więc możecie przymrużyć lekko oczy na niedociągnięcia, które na pewno się tu pojawią.
Słowenia - bliska sąsiadka Chorwacji, Włoch, Austrii i Węgier. Kraj jeszcze nie tak popularny i turystyczny jak np. Chorwacja. Dlaczego? W sumie nie wiem. Jest ładniejsza I spokojniejsza od jej sąsiadki.
Nasza trasa zaczęła się w Sanoku. Pierwszym przystankiem była Bratysława gdzie zwiedziliśmy najważniejsze punkty, zjedliśmy Bryndzowe Haluszki i ruszliśmy do Wiednia na pierwszy nocleg. Z rana zaczęliśmy zwiedzanie, które nie trwało w sumie długo gdyż Wiedeń nie specjalnie nas zachwycił. O 11 mieliśmy już dość.
Po drodze na Słowenię wstąpiliśmy do Hallstatt (o tym niezwykłym miejscu napiszę w kolejnym wpisie) i udaliśmy się do Bled na pierwszy nocleg.
Pierwszą noc w Słowenii spędziliśmy w Vila Mangart. Nocleg rezerwowaliśmy przez booking.com. Pan w recepcji zagadywał nas po polsku. Pomógł nam znaleźć najbliższą stację LPG, gdyż wcześniej w Austrii nie znaleźliśmy żadnej. Pokój był malutki, ale urządzony w ciepłym stylu. Niedaleka odległość od najważniejszych punktów w Bled. Parking zaraz obok hostelu. Nocleg jak najbardziej na plus, płaciliśmy 188 zł za noc dla dwóch osób.
Budzik, pobudka, 7 rano.
Na śniadanie bułki z marmoladą babci i ... kabanosy. Wymeldowaliśmy się. Spakowaliśmy walizki i udaliśmy się nad Jezioro Bled....
Parking, gdzieś wśród drzew. Darmowy więc nie narzekaliśmy. Kierunek - jezioro.
O godzinie 8 była całkowita pustka, zero turystów, sami miejscowi. Troszkę chłodno ale słonce zaglądało zza chmurek. Wybraliśmy się na spacer wokół jeziora (w sumie przeszliśmy tylko część trasy wokół). Po drodze spotkaliśmy wędkarzy i miejscowych artystów którzy sprzedawali wymalowany krajobraz Bled na szkle i płótnie.
Co robić nad jeziorem?
Mamy możliwość popłynięcia łódką na małą wysepkę z kościółkiem (nie byliśmy, ale podobno warto!). W kościele tym znajduje się dzwoń życzeń z 1543 roku. Legenda głosi, że kto pomyśli życzenie, zadzwoni dzwonem i w to uwierzy to życzenie się spełni :)
MUST HAVE w Bled - Kremówka. Kolejna legenda głosi, że po raz pierwszy zostały zrobione w 1953 roku prze cukiernika z Hotelu Park – Ištvana Lukačevića. Oryginalna receptura jest pilnie strzeżona do dziś w Park Cafe, która sprzedaje ok. 500.000 tych ciastek rocznie.
Po spacerze wokół jeziora i spróbowaniu słynnej kremówki...
Kolejny przystanek - Zamek Bled (Blejski Grad)
Jeden z najstarszych zamków w Słowenii. Aktualnie znajduje się w nim muzeum oraz restauracja. Organizowane tam też są wesela oraz sesje ślubne.
Studenci - pamiętajcie o legitymacji, bez tego nie będzie zniżki, nawet jak ładnie poprosicie.
Wejście do zamku:
Dorośli - 11 euro za osobę
Studenci - 7 euro za osobę
Dzieci do 14 roku życia - 5 euro
Zamek sam w sobie - nic specjalnego, jednak już widok z niego na jezioro i góry robi wrażenie.
Po krótkim spacerze po zamku wyruszamy dalej. Kolejny punk to Wąwóz Vintgar (The Vintgar gorge)
I to jest punk, który spodobał nam się najbardziej. Lazurowa woda płynąca kaskadami między majestatycznymi ścianami skalnymi. Piękne widoki i cudowny szum rwącej wody. Na samym końcu wodospad i tęcza. Jedno z piękniejszych miejsc jakie widziałam.
Sam spacer zajmuje 2h, a bilety wstępu kosztują 2-5 euro/osoba.
Po spacerze kolejne miejsce do którego się wybraliśmy to... Lublana.
I według nas jest to miejsce, które zdecydowanie można pominąć. Po prostu nic ciekawego. Tłoczne centrum miasta i tyle.
Dodatkowo dla nas mega niemiłe doświadczenie w postaci noclegu ze szczurami. Nie lubię robić antyreklam, ale tym razem muszę. Bo nie chcecie przeżyć tego co my. NIE POLECAMY - Hostelu 24/2 w Lublanie. 160 zł za takie coś? PORAŻKA.
Rano po ciężkiej nocy musimy sobie jakoś umilić życie, więc oddajemy klucze, wsiadamy w samochód i ruszamy na włoskie śniadanie do Triestu. A jak włoskie śniadanie, to oczywiście... PIZZA :D Tak, tak wiem. To nie wypada, to niezdrowo. ALE, ŻE NA ŚNIADANIE? TAK, bo wakacje rządzą się swoimi prawami. A dobra pizza może być nawet zdrowa! Więc parkujemy samochód na parkingu podziemnym i idziemy zwiedzać Triest.
Nie trwało to długo bo po prostu nie ma tam co robić. Zjedliśmy pizzę i gnocchi. Wracamy do samochodu.
A SAMOCHODU NIE MA!!!!
Puste miejsce. To na pewno ten parking? Tak. To na pewno ten poziom? Tak. Zawał. Ta sama plama oleju, to samo miejsce. Więc co się stało? Ukradli. Odholowali. Pół biedy jak policja odholowała, a jak ukradli? Szukam panicznie, Mateusz mnie uspokaja. To na pewno tu. Chodzę, łzy w oczach, przyspieszony krok, serce wali jak szalone. JEST!!!!
Weszliśmy po prostu z innej strony.
Możecie pomyśleć - e, głuptasy. Jak można się tak pomylić. A NO MOŻNA. Miejsce wyglądało IDENTYCZNIE, nawet taka sama plama oleju była.
Momentalnie tę pizzę którą jedliśmy wcześniej z nerwów spaliłam.
Dobra, jak samochód jest to jedziemy dalej. Zaglądamy do Izoli.
Z tych nerwów pierwsze co to kupiłam paczkę lawendy (wszędzie w Izoli znajdziecie stoiska z kremami, ubraniami, poduszkami, dodatkami z suszoną lawendą lub motywem lawendy) i zjadłam lody. Należało mi się po tym stresie.
Godzinny spacer wśród kamieniczek (Izola wygląda typowo jak włoskie miasto) i kościółków wynagrodził nam cały ten stres i zamieszanie.
Po drodze do ostatniego miejsca które odwiedziliśmy w Słowenii czyli Piranu możemy zachwycać się takimi widokami.
Jeżeli chodzi o Piran i to jest również miejsce, które musicie odwiedzić będąc w Słowenii.
Jadąc do tego miasta samochodem pamiętajcie aby zaparkować na tym parkingu wyżej miasta, a nie na starym mieście - po pierwsze jest on dużo, DUŻO droższy, a po drugie nawet jak tam wjedziecie może okazać się, że nie ma dla Was miejsca. My wracaliśmy się na parking górny w sumie dwa razy. Raz aby odstawić auto, a drugi raz bo zapomniałam tabletek. UPS.
Parking górny znajduje się ok. 2 km przed centrum miasteczka.
Czy warto wybrać się do Piranu?
TAK, TAK, TAK.
Piran to takie miejsce gdzie zachód słońca można byłoby oglądać do końca życia, a i tak by się nie znudził. Bardzo włoski klimat, piękne kamieniczki i pyszne owoce morza.
Nasz przygoda dobiegła końca.
Rano spakowaliśmy się, odwiedziliśmy jeszcze Budapeszt i wróciliśmy do Sanoka...
Waluta: EURO
Wiza/paszport: wystarczy dowód osobisty
Winiety:
Roczna winieta dla pojazdów do 3.5 tony (klasa 2A) | 110.00 EUR |
Miesięczna winieta dla pojazdów do 3.5 tony (klasa 2A) | 30.00 EUR |
Tygodniowa winieta dla pojazdów do 3.5 tony (klasa 2A) | 15.00 EUR |
Roczna winieta dla pojazdów do 3.5 tony (klasa 2B*) | 220 EUR |
Miesięczna winieta dla pojazdów do 3.5 tony (klasa 2B*) | 60 EUR |
Tygodniowa winieta dla pojazdów do 3.5 tony (klasa 2B*) | 30 EUR |
Roczna winieta dla motocykli | 55.00 EUR |
Półroczna winieta dla motocykli | 30.00 EUR |
Tygodniowa winieta dla motocykli | 7.50 EUR |
Opieka medyczna: Koniecznie wyróbcie kartę EKUZ
Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej :
Adres - Bežigrad 10, 1000 Lublana
Telefon - + 386 1 436-47-12
Ceny: przystępne i nie powalają jak np. we Francji czy Hiszpanii
Język: Słowenię odwiedza wielu polaków. Słoweńcy znają wiele słów po polsku, a i nasze języki mają podobne słowa. Po angielsku (lub polsko-angielsku) się spokojnie dogadacie.